Silna cyfrowa granica
Z Krzysztofem Gawkowskim rozmawia Janusz Dziurzyński (ABSL)
Jest wiele opracowań i raportów, które mówią jednoznacznie, że miejsca i kraje, które inwestują w kompetencje cyfrowe, mają się lepiej, tworzą więcej ciekawych miejsc pracy, ściągają kapitał, nowe inwestycje. Pytanie: co my u nas, w kraju, możemy zrobić, żeby o takie kompetencje dbać? Dlaczego to pytanie jest takie ważne? Dlatego, że sektor nowoczesnych usług dla biznesu, który ABSL ma przyjemność reprezentować, opiera się na kompetencjach. Naszą wartością są ludzie. W jaki sposób rząd planuje wpisać się w tę potrzebę i jak pomóc?
Kompetencje cyfrowe to dzisiaj dla większości Polek i Polaków miękkie podbrzusze ich wiedzy. To wychodzi w różnych testach. My o tym wiemy i dlatego w najbliższych latach będą na ten cel bardzo duże pieniądze. Chcemy wspierać kompetencje cyfrowe i będziemy to robili. Na różnych polach. Po pierwsze, przez edukację, po drugie, przez biznes, po trzecie, przez naukę. Przez działania w konkretnych branżach.
Nabywanie kompetencji cyfrowych przez obywateli powinno być priorytetem każdego rządu dlatego, że wykluczenie cyfrowe może ograniczyć możliwości ludzi. Ktoś nie będzie mógł korzystać z usług, które gwarantuje administracja, nie będzie mógł rozwinąć biznesu. Ludzie będą tracić możliwość łatwiejszego życia. Dlatego kompetencje cyfrowe trzeba jak najbardziej rozwijać. Chcemy je też ukierunkować na poszczególne grupy, które wydają nam się dzisiaj najbardziej potrzebujące wsparcia. Uczeń powinien mieć wpajaną świadomość konieczności rozwoju kompetencji cyfrowych i ich późniejszego wykorzystywania. W pokoleniu studentów i osób już będących na rynku pracy trzeba też wykształcić przekonanie, że warto rozwijać umiejętności i aktywnie z nich korzystać. Najbardziej czuła kwestia to seniorzy, bo mamy poczucie, że ich wykluczenie cyfrowe jest dzisiaj największe.
Trzeba też mieć na uwadze różne branże.
Są dziedziny, w których – jak się wydaje – technologie cyfrowe, sztuczna inteligencja, komputery kwantowe będą odgrywały szczególną rolę. Myślę o ochronie zdrowia, administracji. Bardzo ważny jest styk biznesu i edukacji. Trzeba mieć poczucie, że ewoluują programy nauczania, że są przygotowywane do tego, co będzie wyzwaniem kolejnej dekady na rynku cyfrowym.
Liczymy się z tym, że jesteśmy dzisiaj w nie najlepszym miejscu, co pokazują wskaźniki europejskie. Dlatego chcemy wydać setki milionów złotych przez najbliższe dwa lata. Na te cele będą też pieniądze z programów w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Chcemy przyspieszać, choć takie programy już działają. Dotyczą m.in. Akademii Innowacyjnych Zastosowań Technologii Komputerowych, wsparcia płci, np. „Zostań cyfrową ekspertką”, do którego ogłosiliśmy już nabór. To wszystko już się dzieje.
W naszym sektorze bardzo twardo stąpamy po ziemi. Nie oczekujemy tego, że szkoły i uczelnie wykształcą nam gotowych specjalistów, którzy będą ekspertami w danej dziedzinie, dlatego że to jest po prostu niemożliwe. Firmy wezmą to na siebie. Ale porozmawiajmy o pewnych praktycznych i odpowiadających potrzebom rynku pracy podstawach, z którymi młodzi ludzie powinni opuścić mury uczelni.
Przede wszystkim musimy zdać sobie sprawę z tego, w jakim miejscu jesteśmy. Jeżeli mówimy, że kompetencje cyfrowe trzeba rozszerzać, to trzeba postawić cele, które będą w perspektywie najbliższych 5–10 lat do osiągnięcia. Chcielibyśmy, żeby 80 proc. mieszkańców Polski miało co najmniej podstawowe kompetencje cyfrowe. I trzeba wskazywać, jakie są konkretne cele. 40 proc. ma mieć ponadpodstawowe kompetencje cyfrowe. 6 proc. będą stanowić specjaliści z sektora ICT, których bardzo brakuje. Jeżeli wyznaczymy kierunki, to możemy powiedzieć, czego będą dotyczyły te kompetencje cyfrowe w obszarze ICT – bo rozumiem, że o nie pan pyta. Powinny dotyczyć technologii przełomowych. Olbrzymie znaczenie będą miały implementacja do życia człowieka sztucznej inteligencji i wykorzystywanie algorytmów do pracy w różnych obszarach. Trzecia kwestia to automatyzacja i robotyzacja, czwarta – cyberbezpieczeństwo.
A jak – powiedzmy – za trzy lata powinny wyglądać podstawowe kompetencje cyfrowe? Nie mówię o specjalistach i ekspertach w swoich dziedzinach.
Bez wątpienia podstawowym elementem myślenia o kompetencjach cyfrowych stanie się umiejętność wykorzystywania tego, co już daje państwo, a co niebawem będzie miało wymiar szerszy, bo będziemy mieli europejski portfel tożsamości. Każdy powinien umieć z tego skorzystać, bo to da gwarancję, że będziemy odchodzić od papierowych dokumentów i konieczności składania wizyt w urzędach. Większość spraw, również biznesowych w ramach Unii Europejskiej, będziemy mogli załatwiać zdalnie.
Dziś cieszymy, że w Polsce prawie 5 mln ludzi zastrzegło numer PESEL, uchroniło się przed oszustami, przestępstwem „na babcię” czy „na dziadka” albo wyłudzeniem kredytu na ich dane. Tyle że ta usługa powinna obejmować wszystkich dorosłych obywateli! Wszyscy powinni wiedzieć, że jednym kliknięciem można się zabezpieczyć przed złodziejami. Że większość spraw można załatwić bez ustawiania się w kolejce do okienka w urzędzie.
No, to jest dobra ilustracja tych podstawowych kompetencji.
To jest jeden z elementów. Ale jest jeszcze drugi – żebyśmy ludzi nauczyli, czym jest higiena cyfrowa, bo nie mamy dzisiaj takich podstawowych wiedzy, umiejętności, zdolności wyobrażenia sobie zagrożeń. Dzisiaj wielu z nas wydaje się, że jak mamy telefon zabezpieczony sześciocyfrowym hasłem, to jest zachowana higiena cyfrowa. A nie jest. Powinno być tak jak z myciem rąk, kiedy przychodzimy do domu z dworu i przed jedzeniem, bo boimy się bakterii. Każdy musi wiedzieć, co grozi, gdy ściągniemy na telefon jakąś aplikację, damy go komuś, klikniemy w jakiś link. Że możemy narazić na niebezpieczeństwo siebie czy instytucję, w której pracujemy, bliskich.
Higiena cyfrowa to też umiejętność rozpoznawania dezinformacji. Rozpoznania wysokiej klasy deepfejków, które będą udawały np. polityków, biznesmenów. Czy szef do ciebie nie zadzwoni? Czy ktoś czegoś nie zleci? To jest dzisiaj rola państwa, by wykształcić taką kompetencję, żebym ja nie musiał chodzić do radia czy telewizji i opowiadać, że nie możesz mieć na służbowym telefonie gry, którą dajesz dziecku. Bo dzisiaj niestety bardzo wiele Polek i Polaków dokładnie to robi.
To nie jest wina Polek i Polaków, że są w takim miejscu. To jest wina państwa, które przez lata nie dostrzegało tego, że robiąc dużo dla technologii, cyfryzacji, digitalizacji w życiu człowieka, nie wykształciło w nim świadomości, że to będzie zmieniało jego życie. To państwo musi wziąć na siebie odpowiedzialność, a nie obywatel. Mamy usługi cyfrowe banków, możliwość kupienia biletów, e-maile stały się codziennością, zdalne spotkania stały się normalnością w pracy, podobnie edukacja cyfrowa. Ale np. nauczyciele mówią 9-, 10-latkom: „Załóżcie sobie Messenger, będziemy wam wysyłali informacje”. Gdyby nauczyciel miał podstawowe kompetencje cyfrowe, wiedziałby, że Messenger sam to ogranicza od 13. roku życia. Czyli nie robiłby tego, bo to jest złamanie regulaminu i narażenie dziecka na niebezpieczeństwa w sieci.
Jakie są trzy priorytety w pana głowie i na agendzie ministerstwa?
Przede wszystkim myślę o duchu dialogu, którego zabrakło. Musimy pamiętać o bezpieczeństwie, rozwoju, gospodarce, ale i o tym, że edukację kształtuje się w dialogu, że firmy, implementując technologię, muszą być w dialogu z państwem. Państwo musi być w dialogu z dostawcami różnych usług publicznych.
Podam przykład. Instytucja proponuje szpitalowi, że przeprowadzi analizę wszystkich badań kobiet, dzięki której będą one wiedziały, czy są narażone na choroby onkologiczne. I okazuje się, że ponad 70 proc. nie chce tego wiedzieć, bo się boją. Ja to rozumiem, ale szpital powinien móc im powiedzieć: „Zbadaj się szybciej, bo ty jesteś narażona”. Ministerstwo musi podjąć działania, by ludzie rozumieli, że cyfryzacja wkroczyła w ich życie. Musimy szkolić osoby wykluczone i uczyć nabywania nowych umiejętności. Poszukiwanie różnych grup, które dzisiaj są wykluczone, a którym cyfryzacja ułatwi życie, powinno być takim dialogowaniem ze społeczeństwem. Mam też na myśli zauważenie tego, czego biznes będzie potrzebował, czego będą potrzebowały firmy w Polsce, czego brakuje na rynku, jeżeli chodzi o sektor ICT, czyli pracowników wysoko wykwalifikowanych, ludzi, którzy będą chcieli pracować w Polsce, a nie będą uciekali za granicę. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że jeśli sektor będzie dojrzewał, to miejsca pracy będą wysoko płatne. Dzięki temu ci ludzie tutaj będą zostawali. Będziemy projektowali programy dla młodych talentów. Mamy program rozwoju talentów informatycznych, który każdego roku uczy tysiące młodych ludzi i daje im szansę pracy w tej branży. Współpracujemy z uczelniami wyższymi, które mają takie talenty znajdować.
Stany Zjednoczone inwestują w ICT pięciokrotnie więcej niż Europa, a ośmiokrotnie więcej w sztuczną inteligencję. Co nie znaczy, że w Polsce brakuje talentów z zakresu AI. Co zrobić, żeby sukcesy naszych ekspertów nie były jednostkowymi przypadkami? Jak zatrzymać te utalentowane osoby w kraju? Bo pierwsza rzecz, która się wydarzy, to przechwycenie takiej osoby przez globalnych liderów. Moi koledzy z firm międzynarodowych zaproponują jej pracę. Pierwszą pracę dostanie tutaj, a potem trafi do Dublina albo Doliny Krzemowej. I będzie ją bardzo trudno ściągnąć z powrotem.
Na pewno skuteczna transformacja cyfrowa wymaga szerokiej współpracy różnego rodzaju instytucji państwa. Taką współpracę narysowaliśmy w ramach nowej strategii wspólnie z resortami edukacji, nauki, rodziny i pracy czy rozwoju. Dlatego, że polityka państwa musi się opierać na wspólnym założeniu, że wykształcenie młodego człowieka i danie mu narzędzi do tego, żeby w przyszłości był wielkim naukowcem, wynalazcą czy programistą, musi opierać się na spójnym schemacie myślenia.
Mówiąc o takiej współpracy, nie można zapomnieć o dostępności cyfrowej. Dlatego szkolimy przedstawicieli szkół, instytucji, ale również zapewniamy programy, które mają uzbroić nauczyciela, wykładowcę akademickiego w narzędzia, które będą go kształciły. Więc system edukowania młodych ludzi musi się opierać na tym, że będziemy w sposób skoordynowany w wielu miejscach znajdowali talenty, będziemy je szlifowali i pokazywali im ścieżkę rozwoju. I to jest odpowiedź na drugie pytanie. Jeżeli chcemy taką ścieżkę rozwoju narysować, to musimy im pokazywać nie tylko pieniądze. W Polsce w sektorze ICT zarabia się więcej niż w większości sektorów. Ale ludzie chcą też mieć poczucie, że budują coś ważnego, że budują start-upy, które będą później odnosiły sukcesy, które na mapie Europy czy świata będą stanowiły o tym, że będzie można się pochwalić tym, gdzie się pracowało.
Dlatego chcemy zaprojektować kilka różnego rodzaju rozwiązań, m.in. fundusz AI, który będzie inwestował w polskie start-upy, w ciekawą, a jednocześnie bardzo perspektywiczną dziedzinę. Firmy, które skorzystają z jego mocy czy wiedzy, będą działać ze świadomością, że tworzą coś ważnego tutaj, na miejscu. I to jest istotna perspektywa.
Ale jest jeszcze druga perspektywa. W Dolinie Krzemowej miałem spotkanie z młodymi polskimi przedsiębiorcami, którzy tam wyjechali. Oni wskazywali nie tylko możliwość zarobienia większych pieniędzy. Oni także nie widzieli tutaj perspektyw dla siebie, choć w kraju jest wiele polskich start-upów i oni bardzo dobrze o nich mówią. Podkreślali jednak, że w Polsce często prawo i regulacje ograniczają ich szanse na to, żeby tutaj można było robić badania, testować coś i wprowadzać na rynek. Ja jestem zwolennikiem tego, żeby w obszarze cyfryzacji nie przeregulować, żeby ludzie nie uważali, że ich biznes tutaj się nie uda, bo jest za dużo ograniczeń.
W raporcie Maria Draghiego zostało napisane bardzo precyzyjnie, że Europa choruje na nadmierne regulacje, które zmniejszają jej konkurencyjność. Jak sobie radzimy z tym w Polsce?
Dlatego też mówię o kilku aspektach pracy w ministerstwie. Po pierwsze, rysujemy mapę tego, co chcemy przyjąć, i reguł prawnych. Wszystkie akty mają być konsultowane z rynkiem. Zacząłem od wielkich konsultacji społecznych, w których uczestniczyli ludzie biznesu, izby i legislatorzy. Powtórzyłem to w czerwcu. Na spotkaniu było kilkaset osób. Kolejne spotkanie w grudniu. Uważam, że konsultacja społeczna legislacji, która się toczy przed jej zaprojektowaniem, jest bardzo ważna.
Po drugie, przygotowujemy pierwszy raz w Polsce dokument strategiczny, który – wierzę, że w tym roku – zostanie upubliczniony: strategię cyfryzacji państwa, która będzie horyzontalnie obejmowała wszystkie obszary i resorty. Określi, jak powinna się odbywać transformacja cyfrowa, która nie będzie wykluczała tego, co dzieje się w jednym czy w drugim resorcie. Zapewni też stabilność prawa w perspektywie dekady, bo też przecież jest cyfrowa dekada Europy. My chcemy stworzyć pewne ramy, ale na tyle elastyczne, żeby mogące nastąpić w międzyczasie wielkie, przełomowe odkrycia nas nie zaskoczyły.
Porozmawiajmy dalej o konkurencyjności. Dlaczego w Unii nie mamy właściwie żadnej potężnej firmy technologicznej? W Stanach Zjednoczonych są stworzone warunki dla rozwoju takich biznesów. Czy jest coś, co możemy zrobić, żeby zmienić sytuację?
Tak. Tworzyć sprzyjające warunki legislacyjne, preferencyjne warunki finansowe, przewidywalne prawo. To są te podstawy i o tym mówiłem. Ale też trzeba opowiedzieć pewną nową narrację w sektorze usług publicznych i w ogóle w państwie. Wspomniałem już o funduszu AI. Jeżeli chcemy wrzucić na rynek setki milionów złotych, które będą w tym funduszu pracowały dla państwa i dla polskich start-upów, to musimy powiedzieć na samym początku, że część pieniędzy nie zostanie wykorzystana, a niektóre projekty się nie udadzą. Stracimy część zainwestowanych pieniędzy, bo taka jest logika tego biznesu. Musimy to zaakceptować. W dziedzinie technologii cyfrowych nietrafione inwestycje nie są niczym nadzwyczajnym. Te pieniądze nie są stracone. To cena ryzyka. Nie zawsze biznes się udaje, bo ktoś był szybszy, ktoś był sprytniejszy, ktoś miał lepszy pomysł, bo miał np. dostęp do większej wiedzy albo do lepszego specjalisty.
W sektorze nowoczesnych technologii zwrot z zainwestowanych 10 mln zł na poziomie 30 proc. to przyzwoity wynik, a 70 proc. bardzo dobry. Co oznacza? Nawet 7 mln zł w pewnym sensie straconych. Tak. I nikt nie może później polityka za to rozliczać. Przez lata obserwuję taką trochę niemoc państwa, które chce w coś zainwestować, a gdy to się nie uda, to od razu jest mowa o „przekręceniu” pieniędzy. Mówi się: „Co to za skuteczność, co to za minister? Co to za w ogóle pracownicy? Wyrzucić ich trzeba”. A trzeba to powiedzieć, że jeżeli kapitalizacja projektów wartych 3 mln zł urośnie do 10,5 mln zł, to już się opłaciło, a jak dojdzie do 100 mln zł, to się opłaciło 10-krotnie. Pomimo tego, że 7 mln zł na jakimś etapie zostało straconych. 3 mln zł zostały dobrze wykorzystane, miały szansę błysnąć talenty i państwo na tym skorzystało. Takiego podejścia potrzebujemy, żeby nie było obaw przed podejmowaniem trudnych decyzji.
W jaki sposób Ministerstwo Cyfryzacji chce współpracować z sektorem nowoczesnych usług dla biznesu? To 2 tys. centrów, ponad 5 proc. PKB, 7 proc. udziału w zatrudnieniu, prawie 0,5 mln pracowników, 37 mld dol. eksportu.
Przede mną wielu polityków i gospodarzy tego ministerstwa bało się to powiedzieć. Ja się nie boję. Uważam, że Ministerstwo Cyfryzacji musi odważnie mówić, że dostrzega kluczową rolę sektora usług dla biznesu, w szczególności firm z obszaru IT, outsourcingu, w procesie transformacji cyfrowej kraju. Mówię to w gazecie, bo uważam, że trzeba te rzeczy komunikować, pomimo że spotkam się pewnie z negatywnymi reakcjami, bo niektórzy uważają, że państwo musi być daleko od biznesu. Ja uważam, że w obszarze cyfryzacji i digitalizacji nowych technologii powinno być blisko, bo jeżeli nie będzie blisko, to samo państwo nie jest w stanie wymyślić np. Blika, bo gdyby było w stanie, toby go wymyśliło. Jakby państwo było w stanie wymyślić wszystkie usługi, to nie mielibyśmy Google’a, nie mielibyśmy Mety, YouTube’a ani TikToka. Państwo musi się cieszyć z tego, że ktoś umie takie rzeczy wymyślić, i powinno wspierać biznes. Tworzyć sprzyjające warunki legislacyjne. Zdaję sobie sprawę, że dla sektora ICT stabilność i przewidywalność prawa to podstawa.
Druga sprawa to wspieranie innowacyjnych technologicznych badań i różnego rodzaju technologii frontowo-przełomowych, które niekoniecznie się udadzą. Trzecia - podnoszenie kompetencji, kształcenie wykwalifikowanych specjalistów. To robimy przy współpracy z uczelniami. Jestem też po pierwszych rozmowach z panem ministrem Wieczorkiem à propos, tego co zrobić, żeby np. politechniki w Polsce prowadziły wspólne programy nauczania dotyczące obszarów ICT czy cyberbezpieczeństwa. Cyfryzacja administracji, czyli rozwój jej infrastruktury IT, i umiejętne gospodarowanie pieniądzem na rynku to też kwestie wielkiej wagi, choćby dlatego, że mamy opóźnienia w wykorzystaniu pieniędzy z KPO. Dobrze, że teraz przyspieszyliśmy, bo to oznacza wielkie pieniądze na rynku, szczególnie w moim obszarze, cyfrowym – mówimy o ponad 20 mld zł.
Nawiążę jeszcze raz do raportu Draghiego, w którym zostało wyraźnie powiedziane, że to, co kiedyś było przewagą konkurencyjną, czyli proporcjonalnie niższe koszty pracy, idzie do lamusa. Że współpraca i kompetencje są kluczowe. Słowo „koordynacja” staje się kluczowe.
Zanim przyszedłem do ministerstwa, dokładnie taką diagnozę spraw zaprezentowałem na Forum Ekonomicznym w 2023 r. Przedstawiłem koncepcję, zgodnie z którą państwo w obszarze cyfryzacji musi mieć większą koordynację i musi być jedno miejsce, które będzie dawało poczucie, że to tutaj właśnie trwa narracja cyfrowa o wszystkich miejscach. No i rozpoczęliśmy taki proces. Jak tutaj przyszedłem, przede wszystkim rozpocząłem prace nad zmianą ustawy o informatyzacji, która zmieni obszar działania ministra cyfryzacji. Uczyni z niego koordynatora tworzenia usług cyfrowych w Polsce. Żebyśmy mogli rozmawiać z ministerstwami: Zdrowia, Sprawiedliwości, Edukacji, Nauki, Energetyki w sposób taki, żebyśmy wskazywali kierunki, licząc się z ich zdaniem, wspólnie pracowali. Przyświeca nam idea cyfryzacji w takim ujęciu horyzontalnym, holistycznym. I te zmiany się dzieją. Komitet ds. Cyfryzacji będzie tym miejscem przy ministrze cyfryzacji, które będzie forum debaty. Chcę z grup branżowych, z którymi teraz pracujemy – bo pracujemy oddzielnie z przedsiębiorcami, oddzielnie z samorządowcami, oddzielnie z NGO – stworzyć Radę Dialogu Cyfrowego. To musi być miejsce omawiania różnych projektów i ich wpływu na biznes. Dzisiaj te prace toczą się w Radzie ds. Cyfryzacji przy Ministerstwie Cyfryzacji. Bardzo ją wzmocniliśmy, ale chcę ją jeszcze rozszerzyć. Takich rzeczy nie załatwia się w tygodniu. One wymagają czasu, ale projekt ustawy już jest w parlamencie.
1 stycznia zaczyna się nasza prezydencja w UE. Gdyby miał pan powiedzieć jedną rzecz, z której Polska, pana zdaniem, powinna zostać zapamiętana, to co by to było?
To nie byłby zakres kompetencji cyfrowych.
Nie jestem zdziwiony.
To byłby zakres najlepszego w Europie cyberbezpieczeństwa. To znaczy najlepszej w Europie cybertarczy, która odpowiada na wyzwania XXI w., wojny na Ukrainie i zagrożeń z Rosji, z Białorusi. Takiej, z której możemy być dumni i którą możemy się chwalić na całym świecie. Odniosłem takie wrażenie, gdy byłem w USA i widziałem się z szefem amerykańskiej NSA i jednocześnie dowódcą amerykańskiego Cyber Command, czyli wszystkich wojsk w cyberprzestrzeni amerykańskiej. Powiedział on, że Polska jest w piątce najlepszych państw na świecie i trzeba to utrwalić. My musimy powiedzieć: „Jeżeli chcecie, żeby Europa była chroniona, to Polska ma taką cyfrową granicę, że nikt jej nie pokona. Jestem z niej dumny, bo w kilka miesięcy udało się osiągnąć to, że mimo 1000 cyber ataków w tygodniu prawie nikt o żadnym nie wie. To znaczy, że one się nie udają”.
I ostatnie pytanie, jeśli możemy pomarzyć. Gdyby pan miał nieograniczone fundusze…?
W poniedziałek jestem z premierem umówiony i ciach, mówię, że potrzebuję 100 mld zł.
Na co by pan to wydał?
Na budowanie cyfrowych kompetencji, cyberbezpieczeństwa i inwestowanie w cyfrowe usługi, w których – uważam – możemy wybudować potencjał wielkich firm. Uważam, że dzisiaj mamy wielokrotnie większą szansę stworzyć europejskiego, a nawet światowego czempiona w usługach cyfrowych niż w hardware cyfrowym. Uważam, że w hardwarze cyfrowym za dużo jest dzisiaj graczy, którzy mają potencjał, i za długa to jest droga. A w sferze software’u to jest możliwe.
Ale mam też marzenie takie na rok 2030, może 2027. Chciałbym, żeby w każdym polskim domu był szerokopasmowy internet.
Czy widzi pan możliwość stworzenia z tego funduszu marzeń o wartości 100 mld zł zachęt inwestycyjnych dla takich firm, jakie reprezentuje ABSL, które w tym momencie zrzesza już 260 inwestorów?
Ja to robię. Ogłosiliśmy na Forum Ekonomicznym w Karpaczu wielki program dotyczący małych i średnich przedsiębiorstw, który wspólnie z BGK będziemy od 2025 r. realizować. To prawie 3 mld zł. Dwie ścieżki, jedna do 20 mln zł dla mniejszych, druga – od 20 mln do 140 mln zł dla większych. To są pieniądze, które będą dokładnie tak kierowane. Wiem, że gdybyśmy przyznali po 120 mln zł, to wystarczy raptem dla 30 firm. Ale od czegoś zaczynamy.
Chciałbym mieć takie pieniądze jak Amerykanie, ale w Polsce nie mamy Doliny Krzemowej. Dopiero ją tworzymy. Chcemy przyciągać inwestycje dużych firm, tworzyć ośrodki B+R. Misja dyplomatyczno-gospodarcza, którą odbyłem w Stanach Zjednoczonych, zaczyna się spłacać właśnie w tym, że coraz więcej tych inwestycji będzie się pojawiało. ©℗