Bez dostępu do danych nie będzie ubezpieczeń
Ubezpieczyciele od zawsze zarządzali danymi, by tworzyć jak najbardziej zindywidualizowaną ochronę. Dziś ten dostęp im się ogranicza w imię ochrony konsumentów, standaryzacji rynku i rzekomo łatwiejszej wymiany informacji między branżami. Chętniej big techom przyznaje się dostęp do danych. A przecież bez nich nie będzie ubezpieczeń – żadnych, nie tylko tych najlepiej zindywidualizowanych.
Zagrożenie, a nie szansa
Skąd zamieszanie? Komisja Europejska chce być pionierem w gospodarce opartej na bezpiecznej wymianie danych. Powiązana z tym cyfryzacja to główne czynniki zmian społecznych i gospodarczych w najbliższym czasie. Komisja stara się więc stworzyć przestrzeń, by była możliwa wymiana danych między różnymi sektorami gospodarki. W tym celu konieczna jest m.in. ich określona standaryzacja. Jednocześnie Komisja dostrzega zagrożenia dla konsumentów z tym związane. Podjęła więc działania, by ich chronić. Efektem są propozycje rozwiązań, które paradoksalnie mogą prowadzić do ograniczenia dostępu do danych np. w ubezpieczeniach – ponieważ wykorzystanie przez ubezpieczycieli danych jest postrzegane jako zagrożenie, a nie szansa. Tymczasem bez dostępu do nich, którego zabroni się w imię ochrony klientów lub gdy narzuci się wymogi standaryzacyjne, ubezpieczyciele nie będą w stanie przygotować żadnej, nie tylko zindywidualizowanej oferty dla klientów. Nie będą mogli oceniać ryzyka. Czy Komisja na pewno dobrze rozumie zagrożenie?
Rewolucyjne bogactwo, z którego korzystamy od zawsze
Dane to „rewolucyjne bogactwo”, jak pisał A. Toffler. Nie starzeją się, mogą być wielokrotnie wykorzystywane, są powszechnie dostępne, a korzystanie z nich nie powinno wiązać się z wysokimi kosztami i nakładami technologicznymi (patrz: https://www.gov.pl/web/cyfryzacja/gospodarka-oparta-o-dane-przemysl-). Dobre ich wykorzystanie może przynosić wielorakie korzyści. Takie podejście od lat przyświeca ubezpieczycielom. Od zawsze korzystają oni z danych statystycznych oraz indywidualnych, by móc jak najdokładniej oceniać ryzyko. To ogromna korzyść i proklienckie działanie. Zresztą takiego podejścia oczekują sami klienci, którzy chcą mieć jak najlepsze, ale i jak najtańsze produkty, profilowane za pomocą danych statystycznych i indywidualnych. Takie, w których ubezpieczyciele mogą docenić to, że np. ktoś jeździ bezpiecznie, zdrowo żyje, dba o bezpieczeństwo swojego domu.
Ubezpieczyciele działają według ściśle określonych reguł dotyczących jakości przetwarzanych danych i ich bezpieczeństwa. Do tego nie są zobowiązane inne firmy, np. start-upy czy nawet big techy. Przepisy Solvency II wymagają od ubezpieczycieli gwarancji adekwatności, kompletności i dokładności danych wykorzystywanych do obliczania rezerw techniczno-ubezpieczeniowych. Zakłady muszą więc zapewnić możliwie najwyższą ich jakość. Standaryzacja w przypadku ubezpieczeń może być utrudniona.
Co usankcjonowało RODO
Podejścia do wykorzystania danych przez ubezpieczycieli nie zmieniło nawet wprowadzenie RODO. A wręcz usankcjonowało ich prawo do przetwarzania danych osobowych zwykłych i zdrowotnych. W Polsce ubezpieczyciele robią to na podstawie przepisów, a nie na podstawie zgody. To zasadniczy wyróżnik. Dzięki temu ubezpieczyciele mogą właśnie wziąć pod uwagę to, jak każdy z nas podchodzi do ryzyka czy stosuje profilaktykę. Dzięki temu może mieć niższą składkę za ubezpieczenie. Budowaniem takiego modelu biznesowego i wykorzystywaniem nowych źródeł danych jest zainteresowanych ponad 80 proc. ubezpieczycieli działających w Polsce. Wyjaśnijmy więc, dlaczego brak takiej możliwości może spowodować skokowy wzrost kosztów działalności ubezpieczeniowej, a co za tym idzie – sprawić, że produkty będą mniej dostępne dla osób uboższych.
Wykorzystanie danych – szansa, nie zagrożenie!
Wyzwaniem dla branży jest dostęp do danych zdrowotnych. Tu toczy się istotna dla ubezpieczeń dyskusja, zainicjowana między innymi przez organizacje pacjenckie i konsumenckie. Dostęp do takich informacji pozwala ubezpieczycielom od lat na lepsze dopasowanie ochrony do potrzeb klientów. Tymczasem przepisy rozporządzenia ws. przygotowywanej obecnie przestrzeni danych zdrowotnych (European Health Data Space – EHDS) nie pozwalają ubezpieczycielom na wgląd do statystyk na potrzeby ew. taryfikacji składek. Podkreślmy – chodzi tu o dane statystyczne, do których od dawna ubezpieczyciele mieli już dostęp. Utrudnia to im korzystanie z aktualnych informacji dotyczących zdrowia, które mogą być wykorzystane do identyfikacji tendencji i dokładniejszego obliczania ryzyka. Efekt? Wzrost cen, bo ubezpieczycielom trudniej ocenić ryzyko. A równolegle toczy się dyskusja o prawie do zapomnienia (Right to be Forgotten – RTBF).
Dyskusja o prawie do zapomnienia
KE w ramach planu walki z rakiem przygląda się praktykom w usługach finansowych i ocenia produkty skierowane do osób żyjących z nowotworem lub wyleczonych, w długoterminowej remisji. Chce przeciwdziałać sytuacji, w której nie mogłyby one zaciągnąć kredytu albo zawrzeć umowy ubezpieczenia. W Polsce w tym zakresie przede wszystkim organizacje pacjenckie, ale też regulator i nadzór nie wskazali nieprawidłowości. Tymczasem na poziomie unijnym trwają negocjacje z organizacjami pozarządowymi i KE w sprawie kodeksu postępowania. Jego efektem ma być de facto to, by ubezpieczyciele nie brali pod uwagę tego, czy ktoś chorował. Ubezpieczyciele stosują oceny ryzyka oparte na aktualnych danych, aby określić, czy osoby, które przeżyły raka, mają zwiększone ryzyko śmiertelności lub zachorowalności. W przypadku gdy jest ono na poziomie standardowym, składka będzie taka sama jak dla osób bez historii choroby nowotworowej. Wprowadzenie prawa do zapomnienia (RTBF) może więc znowu prowadzić do wzrostu składki dla innych konsumentów, wykluczenia niektórych grup oraz selekcji negatywnej.
Otwarte finanse – kosztowne obowiązki i wiele wątpliwości
Wyzwaniem zupełnie innego rodzaju, bo formalnie dającym dostęp do danych, jest rozporządzenie o otwartych finansach (FIDA) z 2023 r. Jednak jest ono oparte na rozwiązaniach przygotowanych dla sektora bankowego, a produkty ubezpieczeniowe nie są i nie mogą być tak wystandaryzowane jak bankowe. To rodzi wiele problemów.
Projekt ma na celu pełne wykorzystanie potencjału usług doradztwa inwestycyjnego i finansowego, ułatwiając wymianę informacji finansowych w UE. Da pełną władzę klientom sektora finansowego nad danymi poprzez bieżący wgląd w nie. Instytucje finansowe mają działać jako posiadacze oraz użytkownicy danych, co wiąże się z obowiązkiem udostępniania ich klientom oraz tworzenia narzędzi do zarządzania nimi. FIDA wprowadza kategorię dostawców usług informacji finansowej, którzy będą mogli pozyskiwać dane bez konieczności ich udostępniania, ale za odpowiednimi zezwoleniami – do danych klientów będą miały więc dostęp nie tylko sprawdzone firmy, lecz także start-upy.
Wyzwaniem dla branży jest dostęp do danych zdrowotnych. Tu toczy się istotna dla ubezpieczeń dyskusja, zainicjowana między innymi przez organizacje pacjenckie i konsumenckie
FIDA dla ubezpieczeń oznacza m.in. przystąpienie do wielostronnych porozumień oraz wdrożenie standardów wymiany i obsługi danych, poszerzenie obszaru nadzoru nad zakładami ubezpieczeń, otwarcie mechanizmu udostępniania danych ubezpieczeniowych czy otwarcie na większą współpracę ubezpieczycieli z firmami technologicznymi. To jest kontrowersyjne, bo nad takimi firmami nie ma żadnego nadzoru, a wiele zapisów jest też w sprzeczności z innymi aktami prawnymi.
Przede wszystkim jednak regulacja niesie ryzyko nadmiernej standaryzacji w skali całego rynku europejskiego, prowadzącej do ujednolicenia produktów, osłabienia konkurencji i utrudnienia innowacji. Rozporządzenie może zwiększyć koszty produktów ubezpieczeniowych czy przyczynić się do dyskryminacji konsumentów, którzy nie udostępnią swoich danych. Nie będą mieli więc dostępu do ochrony?
Równowaga, głupcze!
Między ochroną konsumentów, zapewnianiem przestrzeni do wymiany danych i konieczną w tym celu standaryzacją trzeba znaleźć równowagę. Bez wątpienia wiele rozwiązań, takich jak FIDA, zapewni nowe możliwości dla klientów, posiadaczy i użytkowników danych. Jednak bez zachowania balansu między obowiązkowym udostępnianiem informacji a rynkowymi zachętami do innowacji ochrona ubezpieczeniowa może być ograniczona. Inaczej mówiąc, apelujemy o rozwagę i dialog z ubezpieczycielami w kwestii dostępu do danych – zwłaszcza gdy ten dostęp jest już ugruntowaną praktyką pozwalającą na prokonsumenckie podejście do oferty ubezpieczeniowej. Warto, by Komisja zaufała ubezpieczycielom w tym względzie, nie proponowała nadmiernej standaryzacji, bo wykorzystanie danych przez nich to szansa na lepszą ochronę w coraz bardziej złożonym świecie. ©℗