Lubimy, choć nie rozumiemy
NAUKA
/ Shutterstock
Nauka przeniesiona na grunt polityk publicznych traci wiarygodność. Obywatele jej nie rozumieją, a rządzący traktują instrumentalnie
Skończyły się czasy, gdy sporne kwestie w społeczeństwie i państwie rozstrzygał król. Skończyły się czasy, gdy robił to papież. Dzisiaj na ostatecznego arbitra wyrasta nauka. Każdy omawiany w debacie publicznej problem sprowadzany jest do ustaleń bezwzględnej empirii. Powszechnie postuluje się prowadzenie evidence-based policy, polityk opartych na dowodach, a nie ideologicznych przekonaniach – zaś dowodów ma dostarczać właśnie nauka.
W facebookowych debatach, w telewizyjnych studiach oraz w...
Chcesz zobaczyć pełną treść artykułu?